Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/310

Ta strona została przepisana.

Gdyby choć mogła chodzić, poszłaby za nim i odkryłaby — ją a tak zupełna niemoc poruszania się, na jaką teraz była skazaną, sprawiała jej nieopisaną mękę.
Gdy mówiła z Pawłem, ton głosu jej zdradzał ból wewnętrzny i budził w nim nerwowy niepokój. Mógł on z nią teraz rozmawiać o jednym tylko przedmiocie spokojnie, t. j. o bliskiem małżeństwie Gontrana. To dawało mu sposobność wymawiania imienia Karoliny i wracania myślą do tej dziewczyny, a sprawiało mu nawet dziwną rozkosz słyszeć, jak Krystyna wymawia jej imię, jak chwali wdzięk i zalety jego wybranej, jak żałowała jej i współczuła z nią z powodu, że brat jej tak ją podszedł, i wyrażała życzenie, aby znalazł się jaki dzielny, zacny mężczyzna, któryby ją pokochał i zaślubił.
On odpowiadał na to:
— Tak jest, Gontran popełnił głupstwo, ta dziewczyna jest bardzo pociągająca!
Krystyna odpowiadała, nie podejrzywając niczego:
— W istocie, to prawdziwa perła, niezmiernie miłe stworzenie!
Nie była skłonną ani na chwilę przypuścić, że taki mężczyzna, jak Paweł, mógłby taką dziewczynę pokochać, a tem mniej z nią się ożenić. Obawiała się tylko jego miłostek.
Pochwały te z ust Krystyny nabierały dlań