niesłychanej wartości, podsycały jego uczucie i jego pragnienia i czyniły dlań młodą dziewczynę tem bardziej pożądaną.
Pewnego razu, gdy przyszli z Gontranem do pani Honorat, aby tam spotkać się z małemi Oriolkami, zastali tam doktora Mazelli. Siedział on już między kobietami i zachowywał się, jak we własnym domu. Wyciągnął do obu mężczyzn ręce ze swoim włoskim uśmiechem i niezmierną serdecznością.
Gontran, który z nim zawarł ścisłą przy jaźń, zapytał, śmiejąc się:
— I cóż porabia pańska piękność z lasu Sanssouci?
Włoch odparł z uśmiechem:
— Ochłódliśmy dla siebie zupełnie. Jest to jedna z tych kobiet, które wszystko obiecują, ale niczego nie dotrzymują.
I rozpoczęła się pogadanka. Piękny lekarz prawił dziewczętom grzeczności, a przedewszystkiem Karolinie. Gdy mówił o kobietach podziw jego przebijał się w głosie, przejęciu się i spojrzeniu. Cała jego postać od stóp do głowy zdawała się mówić: Kocham panią! Było w jego wzięciu się coś, co nieodbicie pociągało doń kobiety. Miał on maniery aktorki, ruchy tancerki, gesty miękkie, jak prestidigitator, ujawniał cały system naturalnych i udanych sztuczek, któremi nieustannie się posługiwał.
Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/311
Ta strona została przepisana.