Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/317

Ta strona została przepisana.

profesora Cloche, a po trzecie, dlaczego, gdy mu się z tamtą nie udało, próbuje szczęścia u panny Karoliny.
— A więc, dlaczego nie możesz tego zrobić, skoro masz być jej szwagrem?
— Dlatego, że jak wiesz, zaszła pomiędzy nami ta historya. Zrozumiesz, że wobec tego ja przecież nie mogę...
— Masz słuszność, ja z nią pomówię.
— Czy mam ci natychmiast dostarczyć sposobności?
— Naturalnie!
— Dobrze, przechadzaj się tu jeszcze przez dziesięć minut, a ja przyprowadzę tu Ludwikę i Mazellego, a gdy potem nadejdziesz, ona będzie już samą.
Paweł Bretigny poszedł do Enval i układał w myśli, jak ma rozpocząć tę trudną rozmowę. Gdy powrócił, znalazł w istocie Karolinę Oriol samą w wybielonej wapnem świetlicy domu ojcowskiego. Przysiadłszy się do niej, rozpoczął:
— Łaskawa pani, uprosiłem Gontrana, ażeby mi tę rozmowę z panią w cztery oczy ułatwił.
Popatrzyła nań jasnem spojrzeniem:
— A to w jakim celu?
— Chcę, jak prawdziwy przyjaciel, jak wierny przyjaciel, który chciałby pani dobrej rady udzielić, pomówić z panią.