Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/331

Ta strona została przepisana.

wtajemniczać doktora w swój stan, mówiła o swym niepokoju, strachu, o swych urojeniach i to takim przyciszonym głosem, jakby odbywała spowiedź. A lekarz słuchał, jak ksiądz, spoglądając na nią od czasu do czasu uważnie swemi wielkiemi, okrągłemi oczami i dając pewnemi gestami do poznania, że zna dokładnie cały przebieg tej przypadłości i że potrafi ją wyleczyć.
Gdy skończyła, począł ją ze swej strony wypytywać z wielką dokładnością o pewne szczegóły jej trybu życia, przyzwyczajeń, jej dotychczasowego leczenia. Od czasu do czasu potakiwał głową na znak swej zgody, to znów dyskretnem „och!“ zaznaczał swój odmienny pogląd.
Gdy poczęła mu wyrażać obawę, że położenie dziecka może być nieprawidłowe, podniósł się i badając ją po przez kołdrę z dyskrecyą duchownego, oświadczył:
— Nie, jest bardzo dobre!
Niewiele brakowało, a byłaby go za to uściskała. Wspaniały człowiek ten doktor!
Wziął ze stołu kawałek papieru i napisał na nim receptę, bardzo długą. Potem podszedł do łóżka i rozpoczął w innym już tonie gawędzić, na znak, że skończył swą rolę urzędowego doradcy. Mówił o wielu rzeczach, szczególniej zaś zdawało się go interesować zamierzone małżeń-