nie zapytałaś o małą. Czy wiesz, że ma się doskonale?
Wstrząsnęła się, jakgdyby ktoś dotknął jej otwartej rany, ale postanowiła sobie przebyć wszystkie stacye tej drogi kalwaryjskiej.
— Przynieś mi ją — odezwała się.
Zniknął za kotarą u nóg łóżka i wyszedł za chwilę z twarzą, promieniejącą z dumy i szczęścia, trzymając niezręcznie w rękach zawiniątko z białej bielizny. Położył je na jaśku w pobliżu głowy Krystyny, która ze wzruszenia trzęsła się, i powiedziała:
— Popatrz, oto ona, czy nie jest najmilsza?
Spojrzała na dziecko.
On odchylił dwoma palcami lekkie koronki, które okalały małą czerwoną twarzyczkę, taką malutką czerwoną z zamkniętemi oczami i zwiniętą do sania buzią. A ona myślała sobie, nachylając się nad tym projektem człowieka: „Oto moja córka... córka Pawła. To ona mi tyle sprawiła boleści, ona... moja córka!...“
I nagle zniknęła jej niechęć do dziecka, do tego dziecka, którego wydanie tak bardzo wstrząsnęło jej biednem sercem i jej znękanem ciałem. Przypatrywała się z bolesną ciekawością i głębokiem zdumieniem dziecku, ze zadumieniem zwierzęcia, które pierwszy raz swoje młode zrzuciło.
Andermatt myślał, że ona je będzie pieścić
Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/338
Ta strona została przepisana.