— Co tam słychać na górze?
Gontran wziął ją pod ramią.
— Chcesz widzieć?
Jakieś głosy gwałtowne dolatywały ze schodów. Otworzyli drzwi i spostrzegli wielką salą kawiarni z bilardem pośrodku. Przy bilardzie stało dwóch mężczyzn, z odwróconemi rąkawami, z kijami bilardowemi w reku i sprzeczało sią.
— Osiemnaście.
— Siedemnaście.
— A ja panu mówią, ze osiemnaście.
— Alei nieprawda, pan masz tylko siedemnaście.
Był to dyrektor kasyna, Piotr Martel z Odeonu, grający zwyczajną swoją partyą z komikiem swojej trupy, panem Lapalme, z wielkiego teatru w Bordeaux.
Piotr Martel, którego potężny okrągły brzuch trząsł się pod koszulą nad pantalonami, niewiadomo jakim sposobem umocowanemi, wycierał już niejeden kąt, zanim zdobył rządy w kasynie w Enval, gdzie spijał wszystko, co było przeznaczone dla gości kąpielowych. Nosił olbrzymie wąsy oficerskie, moczone od rana do wieczora w pianie boków i likierach. Zdołał on obudzić w starym komiku, którego zaangażował, niepomiarkowaną pasyą do bilardu.
Zaledwie wstali rano, stawali zaraz do swojej
Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/34
Ta strona została przepisana.