Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/347

Ta strona została przepisana.

Pobiegł zrozpaczony do żony lekarza i wysunął ją delikatnie za drzwi:
— Zostaw nas, pani, przez kilka chwil samych. Zdaje mi się, że to pokarm uderza na mózg, ja ją uspokoję. Zobaczę się z panią później.
Gdy podszedł napowrót do łóżka, Krystyna ułożyła się do dawnej pozycyi i płakała nieprzerwanie. Wówczas i on zaczął płakać, po raz pierwszy w swojem życiu.
Febra mleczna wystąpiła w nocy rzeczywiście. Po kilku godzinach niesłychanego podrażnienia położnica nagle zaczęła mówić. Margrabia i Andermatt, którzy przy niej zostali i grali w karty, wstali i podeszli do łóżka, sądząc, że ich woła
Nie widziała ich, albo ich nie poznała. Blada leżała na białej pościeli, a jasne jej włosy spływały jej po plecach. Spoglądała swemi niebieskiemi, smutnemi oczami w dal, w nieznany, tajemniczy świat, w jakim żyją obłąkani. Ręce jej leżały na kołdrze i poruszały się gorączkowo. Z początku zdawało się, że z kimś mówi, kogoś widzi i opowiada mu, ale to, co mówiła, było bez związku i zupełnie niezrozumiałe.
Zdawało się jej, że jedna ze skał jest za wysoką, aby z niej można skoczyć. Potem poznała mężczyznę, który do niej wyciągał ręce. Wreszcie mówiła o perfumach i zdawało się, jakgdyby szukała słów zapomnianych.
— Cóż jest słodszego?... To oszałamia, jak