Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/352

Ta strona została przepisana.

wieka raz jeszcze chciała zobaczyć, mianowicie doktora Bonnefille.
Ona roześmiała się po raz pierwszy, owym bladym uśmiechem, który zdawał się przywierać do jej ust i zapytała:
— Doktora Bonnefille? Cóż za cud się stał! Czy pogodziliście się?
Oczywiście; posłuchaj, powiem ci coś w tajemnicy. Kupiłem właśnie stary zakład kąpielowy i teraz wszystko już do mnie należy. Tryumf to nielada, nieprawdaż? Biedny doktor Bonnefille dowiedział się o tem z pewnością wcześniej, niż wszyscy inni, i był tak chytrym, że się codzień o twoje zdrowie dowiadywał i zawsze z uprzejmemi słowy zostawiał swą kartę. Ja zaś wywzajemniając się za grzeczność, odwiedziłem go i teraz jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi.
— A więc niech przyjdzie, kiedy chce, chętnie go przyjmę — odezwała się Krystyna.
— Dobrze, dziękuję ci, jutro rano go przy prowadzę. Nie potrzebuję ci mówić, że Paweł nieustannie tysiące pozdrowień śle do ciebie przezemnie i dopytuje się bardzo o małą, którąby chętnie chciał zobaczyć.
Wbrew swemu postanowieniu uczuła się zakłopotaną i odrzekła:
— Podziękuj mu serdecznie ode mnie.
Andermatt ciągnął dalej: