Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/355

Ta strona została przepisana.

m Tak i nie. Chciałbym to pokazać przedewszystkiem lekarzom i kilku przyjaciołom.
— Czy pen Bretigny tam będzie?
— Zapewne, zapewne, przyrzekł mi, że tam przyjdzie, jest cała Rada nadzorcza, gdyż rzecz jest istotnie interesująca.
Ona odezwała się:
— Ponieważ ja wtedy właśnie wstanę, poproś pana Bretigny, aby mnie odwiedził, niech mi dotrzyma towarzystwa, podczas gdy wy będziecie tam radzili.
— Dobrze, moja droga.
Około godziny trzeciej znalazło się na miejscu całe zaproszone towarzystwo. Czekano na przybycie starego Klaudyusza. Przyszedł wsparty na swoich dwóch kijach, ciągle nogi za sobą wlokąc i przechodząc kłaniał się grzecznie wszystkim. Obaj Oriolowie szli z obydwiema dziewczętami, Paweł i Gontran towarzyszyli narzeczonym.
W wielkiej sali, gdzie stały przyrządy do gimnastyki, czekał doktor Latonne, rozmawiając z Andermattem i Honoratem. Gdy zobaczył starego Klaudyusza, zawitał radosny uśmiech na jego usta:
— No, jakże się czujecie dzisiaj?
— Jakoś to idzie, idzie!
Piotr Martel i Saint Landri zjawili się, gdyż chcieli także zobaczyć ten cud. Pierwszy