zostawiono otwarte, przychodzili nieustannie różni inni ludzie, cisnęli się, aby coś zobaczyć.
— Prędzej! — rozkazał doktor Latonne.
Stojący przy kole chłop kręcił prędzej, nogi starego poczęły latać, a on sam dawał się porwać nieprzepartej radości i wesołości, jak dziecko, które chuśtają. Wreszcie roześmiał się głośno, trzęsąc głową i wołał na usprawiedliwienie swej wesołości:
— Jakie to zabawne! jakie zabawne!
Olbrzym wyszedł, tupnął nogą w podłogę, uderzył się po bokach i zawołał:
— A to kanalia ten Klaudyusz! a to łotr!
— Dosyć! — zakomenderował doktor.
Odwiązano włóczęgę, a lekarze podeszli, aby skonstatować wynik doświadczenia. I znowu ujrzano, jak stary sam ze stołka zeszedł i począł iść, szedł małymi krokami, krzywo, pochylony i za każdym krokiem krzywiąc się — ale szedł.
Doktor Bonnefille pospieszył pierwszy z oświadczeniem:
— To wypadek wprost fenomenalny!
Doktor Black przyłączył się do zdania kolegi, jeden tylko doktor Honorat milczał.
Gontran szepnął Pawłowi do ucha:
Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/357
Ta strona została przepisana.