— W życiu przechodzi się ciężkie godziny, ale gdy się raz cierpiało, ma się siłę dotrwać do końca swoich dni.
On szeptał głęboko wzruszony:
— Tak, to są straszne godziny!
Odpowiedziała, jak echo:
— Straszne!
Od kilku sekund słychać było z kołyski szmer lekkich poruszeń, zaledwo pochwycić się dających drgnień budzącego się ze snu dziecka. Bretigny nie spuszał odtąd kołyski z oka. Dreczyło go bolesne uczucie, stale się potęgujące, a zarazem nieprzeparta chęć zobaczenia tego stworzenia.
Wtem zobaczył, że firanki małego łóżeczka od góry do dołu spięte były złotemi szpilkami, któremi Krystyna zwykle swe suknie spinała. Dawniej często ze żartu wyjmował te szpilki i wpinał je w stanik ukochanej, te same piękne szpilki z główkami w kształcie półksiężyca.
Zrozumiał, co przez to chciała wyrazić, a gorzkie uczucie zawodu zdjęło go i odstraszyło od tej przeszkody ze złotych szpilek, która go na wieki od tego dziecka dzieliła.
Cichy krzyk, delikatna skarga dobywała się z pośród białych firanek. Krystyna zaczęła natychmiast kołyskę bujać i rzekła w tonie surowym:
Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/361
Ta strona została przepisana.