lub sześćdziesięciu kilometrów. Po za tą przeźroczystą i delikatną mgłą widać było miasto, wsie, lasy wielkie, żółte szachownice dojrzałych zbóż, fabryki z wysokimi, czerwonymi kominami i czarne dzwonnice, budowane z lawy wygasłych wulkanów.
— Obróć się rzekł brat.
Obróciła się i poza sobą ujrzała olbrzymią górę, uwieńczoną kraterem. Najprzód roztaczało się zagłębienie doliny Enval, jako szeroka fala zieleni, pośród której zaledwie widać było wy stępy skalne wąwozów. Fala drzew wnosiła się na pochyłości coraz wyżej i wyżej aż do pierwszego zaklęśnięcia, uniemożebniającego widok dalszych załamów. Ponieważ znajdowano się właśnie na linii podziału płaszczyzn i gór, widać było, jak pasma tych ostatnich, ciągnące się na prawo ku Clermont-Ferrand, oddalając się, tworzyły na błękitach nieba dziwne, najeżone szczyty były to wygasłe wulkany.
Dalej znowu w perspektywie, pomiędzy dwoma wierzchołkami gór, wznosił się inny szczyt, wyższy, dalszy, okrągły, majestatyczny, na którego czubie widniało coś na podobieństwo ruin.
Był to szczyt pasma gór owerneńskich, potężny, ociężały, noszący na swojej głowie koronę, włożoną mu przez jednego z największych narodów — świątynię rzymską.
Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/40
Ta strona została przepisana.