Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/42

Ta strona została przepisana.

jakby wraz ze skałą miano wysadzić w powietrze i zgromadzonych tu ludzi. Markiz, Andermatt i Paweł Bretigny położyli się na trawie obok młodej kobiety, a Gontran stał i żartował z doktora Honorata.
— Kochany doktor ma pewnie więcej czasu, niż jego koledzy, którzy prawdopodobnie nie mają chwili do stracenia, ażeby na tę małą przybyć uroczystość.
— Doktor Honorat odpowiedział dobrodusznie:
— O, nie! Ja nie jestem wcale mniej zajęty tylko moi chorzy nie pochłaniają mi obecnie tak wiele czasu.
A potem dodał:
— Zresztą, ja wolę rozrywać moich chorych, niż karmić ich lekarstwami.
Mówiąc to, miał minę drwiącą, która się bardzo podobała Gontranowi.
Przybywało coraz więcej osób, sąsiadki z table d’hôte, panie Pailledeux, matka z córką, panowie Monécu, ojciec i syn i mały gruby człowieczek, sapiący jak kocioł parowy, pan Aubry Pasteur, niegdyś inżynier kopalń, który w Rosyi dorobił się fortuny.
Usiadł on z wielkim trudem, z pewnymi przygotowawczymi ruchami ostrożności, które bardzo bawiły Krystynę. Gontran oddalił się nieco, aby się przypatrzyć innym ciekawym osobom, zgromadzonym na wzgórzu.