w czerwonych spodniach, dwudziesto-frankówki, jak błyszczący porucznicy, bilety stufrankowe, jak kapitanowie, a tysiącfrankowe, jak generałowie. I ja walczę, walczę zawzięcie, od rana do wieczora, przeciwko całemu światu. To się nazywa żyć, żyć szeroko, jak niegdyś żyli potentaci. Dziś my jesteśmy potentatami, prawdziwymi, jedynymi potentatami. Patrzaj! Uważasz tę biedną, malutką wioskę? Ja z niej zrobię miasto — ja! Miasto wielkie, białe, z mnóstwem hoteli, przepełnionych ludźmi, z masą służby, powozów, z tłumem bogatych, obsługiwanych przez tłum biednych. Wszystko to dla tego, że mnie się podobało pewnego wieczora wydać bitwę Royal, które leży na prawo, Châtel-Guyon, leżącem na lewo, Mont-Dare, La Bourboule, Châteauneuf, Saint-Nechaire, leżącemi za nami, Vichy, które przed nami leży. Zwyciężę ich, gdyż posiadam na to sposób jedyny. Widzę ich wszystkich jednem spojrzeniem oka z taką jasnością, jak wielki generał widzi słabe strony nieprzyjaciela. Trzeba umieć prowadzić ludzi, pociągnąć ich za sobą i powstrzymać. O tak! Życie staje się innem, kiedy można podobne interesa prowadzić. Teraz będę miał na trzy lata uciechy z mojem miastem. Uważaj przytem, co za szansa znaleźć tutaj tego inżyniera, który zadziwiające rzeczy
Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/69
Ta strona została przepisana.