Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/77

Ta strona została przepisana.

druga posiadała lepsze ułożenie. Włosy ich ciemne, ale nie czarne, kręcące się w małe pukle na skroniach, za najlżejszem poruszeniem głowy połyskiwały. Szczęki i czoło posiadały nieco wydatne — charakterystyczny rys rasy owerniackiej — policzki nieco za pełne, przytem usta zachwycające, oko piękne, brwi nieposzlakowanej równości, a obok tego wszystkiego jakąś ponętną świeżość twarzy. Patrząc na nie, można było z łatwością zgadnąć, że się w tym domu nie wychowały, ale na jakiejś eleganckiej pensyi, w klasztorze, gdzie się kształcą bogate szlacheckie panienki z Owernii i tam nauczyły się światowych manier.
Gontran, spoglądając ze wstrętem na różową szklankę, stojącą przed nim, trącił nogą Andermatta, ażeby go do wyjścia przynaglić. Wstali wreszcie, uścisnęli energicznie ręce chłopów i pożegnali ceremonialnie obie panienki, które tym razem nie powstały z krzeseł, a tylko lekkiem skinieniem głowy na pożegnanie odpowiedziały.
Gdy się tylko znaleźli na ulicy, Andermatt począł mówić:
— Uważasz, mój drogi, co za ciekawa rodzina! Jak ona wymownie świadczy o zaludnieniu się świata. Przedewszystkiem potrzebny syn, ażeby było komu winnicę uprawić i oszczędzać — głupia wprawdzie oszczędność — ale on tworzy