Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/86

Ta strona została przepisana.

dwieście na kąpiele w ciągu miesiąca, a następnie za wyleczenie się pięćset. Przytem uważasz: choroba może powrócić. Jak wróci w jesieni — nie będę miał żadnej pretensyi do ciebie, woda zawsze dobry skutek wywarła.
Dziad odpowiedział spokojnie:
— W takim razie zgadzam się. Jeżeli kuracya uda się, no rzecz będzie widoczna.
Wszyscy trzej ścisnęli sobie ręce, jakby na zapieczętowanie targu, poczem obaj Oriolowie wrócili do źródła, ażeby wykopać dół dla ojca Klaudyusza.
Pracowali już może kwadrans, kiedy na drodze za sobą posłyszeli jakieś głosy.
Byli to Andermatt i Dr Latonne. Chłopi przymrużyli oczy i przestali kopać ziemię.
Bankier zbliżył się do nich i rękę im podał, później wszyscy czterej wpatrywali się w wodę, nie mówiąc do siebie ani słowa.
Woda podnosiła się, jakby się gotowała przy ogniu, rozbryzgiwała wokoło krople i gaz, później małą bruzdką, którą zdołała już sobie wyżłobić, spływała do strumienia. Oriol z uśmiechem dumy na ustach rzekł znienacka?
— Hę? Jest tu żelazo...
Dno wyżłobienia było w rzeczy samej różowe, a małe kamyki, przez które przepływała woda, nosiły na sobie ślady purpurowe.
Dr Latonne odrzekł mu: