Zamyślił się chwilkę, potem spojrzeniem prowadził po górach sąsiednich, jakby tam paralityka szukał, a nie znajdując odwracał oczy na drogę.
O dwieście metrów od tego miejsca, gdzie wszyscy stali, wystawały ku drodze dwie nogi, zupełnie bezwładne, włóczęgi, którego cała postać kryła się za wierzbą.
Oriol przyłożył rękę do czoła, jakby się od słońca chciał zakryć i rzekł do syna:
— Nie wiem, czy stary Klaudyusz jest tam jeszcze?
— O, tak, tak... jest... Ten nie ucieknie tak szybko jak zając!
Oriol zbliżył się do p. Andermatt i rzekł mu poważnie, tonem mocnego przekonania:
— Słuchajno pan... Tam właśnie jest paralityk... doktor zna go bardzo dobrze... prawdziwy paralityk, który od dziesięciu lat kroku nie może zrobić czy prawda, panie doktorze?
Latonne potwierdził.
— O, jeżeli tego pan wyleczysz, obowiązuję się panu zapłacić po franku za każdą szklankę.
A zwracając się do pana Andermatt, dodał:
— To stary, zreumatyzmowany kaleka, który posiada spazmatyczny skurcz lewej nogi i zupełnie sparaliżowaną prawą; koniec końców chory nieuleczalny.
Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/89
Ta strona została przepisana.