Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/94

Ta strona została przepisana.

z początku chciała prosić posługaczkę, ażeby jej pozwoliła jeszcze w wannie pozostać kilka minut przynajmniej, później rozmyśliła się, że przecież tę przyjemność co dnia mieć może; wyszła więc z wody z pewną przykrością i owinęła się w ciepłe prześcieradło, które wydało się jej za gorącem.
Kiedy już wychodziła, dr Bonnefille otworzył właśnie swój gabinet konsultacyjny i z ukłonem bardzo ceremonialnym, zaprosił ją do siebie. Zapytał o zdrowie, obliczył puls, opatrzył język, zasięgnął wiadomości co do apetytu, snu, trawienia i odprowadzając do drzwi, powtarzał:
— Bardzo dobrze, bardzo dobrze... Dobrze idzie... Proszę oświadczyć w mojem imieniu szacunek ojcu, którego uważam za jednego z najlepszych ludzi, jakich w mojej długiej karyerze spotkałem.
Wyszła nareszcie z gabinetu, znudzona nieco natręctwem lekarza i spostrzegła opodal markiza, rozmawiającego z Andermattem, Gontranem i Pawłem Bretigny.
Mąż jej, w którego głowie brzęczała bezustannie nowa idea, jak mucha w butelce, opowiadał całe zdarzenie o paralityku i gotów był pędzić znowu do źródła, ażeby się przekonać, czy stary wziął kąpiel.
Poszli wszyscy razem, ażeby się mu nie sprzeciwiać!