Strona:PL G de Maupassant Nasze serce.pdf/107

Ta strona została przepisana.

— Kocham!... Kocham panią.
Ona rzekła:
— Chciałam, abyś pan przyszedł tutaj, gdyż mamy także wodę i łódki. Tam było wprawdzie ładniej, ale i tutaj widok miły.
Usiedli oboje na ławce koło kamiennej balustrady ciągnącej się wzdłuż wybrzeża rzeki, sami prawie niewidzialni. Oprócz nich nikogo nie było na tarasie, z wyjątkiem dwóch ogrodników i trzech piastunek czuwających nad dziećmi.
Po bulwarze toczyły się powozy, których nie widzieli. Odgłos kroków przechodniów dolatywał tuż z pobliża. Nie wiedząc jak rozpocząć rozmowę, przyglądał się pięknemu krajobrazowi paryskiemu, od wyspy św. Ludwika i wieżycy Notre dame, aż do wzgórz Meudon. Ona powtarzała od czasu do czasu:
— Jak tu ślicznie!
On jednak opanowany wspomnieniem czarującej wspólnej wędrówki podniebnej, trawiony tęsknotą za minioną chwilą szczęścia, zawołał:
— Ach! czy pani pamięta nasz wzlot drogą Szaleńców?
— Tak, ale dotąd czuję lęk, myśląc o tej chwili. Boże! jakżeby mi się w głowie kręciło, gdybym tam poszła po raz drugi! Byłam dziwnie podnieconą: powietrze, słońce i morze odurzyły mnie poprostu. Spojrz, przyjacielu, jak śliczny widok. Ja szalenie lubię Paryż.
Spojrzał na nią w nagłem przeczuciu, że zni-