Strona:PL G de Maupassant Nasze serce.pdf/113

Ta strona została przepisana.

ślami swemi, przechadzając się po pokojach, mówiąc głośno do siebie, snując w wyobraźni rozkoszne obrazy zaznał najwyższego szczęścia, jakie dać może upojenie miłosne.
Następnie wyszedł do ogrodu. Słońce przedzierając się przez gęstwę liści, oświetlało prześlicznie zwłaszcza klomb róż. Nawet niebo zdawało się przyczyniać do upiększenia chwili tego spotkania. Wreszcie stanął w bramie i od czasu do czasu uchylał drzwi z obawy, czy się nie pomyli.
Trzecia wybiła godzina, powtórzona przez dziesięć zegarów innych fabryk i kościołów tej dzielnicy. Czekał teraz z zegarkiem w ręku i nagle zadrżał z radości, usłyszawszy delikatne stuknięcie do bramy, do której przyłożył był ucho, gdyż nie słyszał kroków w ulicy.
Otworzył drzwi: to ona! Spojrzała najpierw zdumiona, potem rzuciła niespokojne spojrzenie sąsiednie domy, lecz uspokoiła się rychło, przekonana, że była zupełnie nieznaną ubogim mieszkańcom przedmieścia. Następnie przyglądnęła się ogrodowi, nareszcie zdjąwszy rękawiczki, wdzięcznym ruchem podała kochankowi obie ręce do pocałowania i ujęła jego ramię.
— Boże! jak tu ślicznie! jak cudownie!... — Ile niespodzianek na każdym kroku!
Nagle, spostrzegłszy przepyszny klomb róż w blaskach słońca skąpany, zawołała:
— Ależ to istne cuda, mój drogi przyjacielu!