Strona:PL G de Maupassant Nasze serce.pdf/140

Ta strona została przepisana.

pieszcząc się słowami, które dla każdego z nich inne miały znaczenie.
Zaledwie wniesiono lampę, weszła pani de Bratiane. Mariolle pożegnał się, a gdy pani de Burne odprowadziła go do pierwszego salonu, zapytał:
— Kiedyż cię tam zobaczę?
— Możeby w piątek?
— Dobrze. O której godzinie?
— Jak zawsze, o trzeciej.
— Do piątku zatem. Ubóstwiam cię.
Podczas następnych dwóch dni dzielących go od naznaczonej schadzki, Mariolle czuł w około siebie straszną, przerażającą pustkę, jakiej nigdy jeszcze nie zaznał.
Brak mu było kobiety, a poza nią nic już dlań nie istniało. Ze zaś kobieta ta była blisko, że mógł ją widzieć, a tylko względy konwenansu nie pozwalały mu pobiedz do niej na zawsze, więc uczucie osamotnienia w nieskończenie wlokących się chwilach, do szału go doprowadzało, nie pozwalając mu się pogodzić z absolutną niemożliwością rzeczy tak łatwej.
W piątek przybył na schadzkę o trzy godziny zawcześnie, ale czekanie na nią tu, gdzie miała nadejść, uspakajało jego niepokój, po cierpieniu wyczekiwania jej tam, gdzie przybyć nie mogła.
Stał w bramie długo przed uderzeniem trzeciej, a gdy wreszcie wybiła, zaczął drżeć z niecierpliwości... Wybił kwadrans. Ostrożnie uchyliwszy bramę, wysunął głowę i zapuścił wzrok w głąb