za każdą nową bytnością w tej świątyni oczekiwania te same snuł refleksje, te same podejmował rozumowania, doznawał tych samych nadziei, obaw i rozczarowań.
Była to dla niego walka niespodziana a ustawiczna walka moralna, zacięta, wyczerpująca, czemś nieuchwytnem a być może wcale nieistniejacem; z uczuciem tej kobiety. Jakże dziwne były teraz ich schadzki.
Niekiedy przybywała ożywiona, uśmiechnięta, siadała nie zdejmując kapelusza ani rękawiczek, a nie podnosząc woalki, nie uścisnąwszy go nawet. W takich dniach nie myślała nawet o pieszczotach, umysł jej zaprzątało tysiące spraw ważniejszych niżeli chęć podania ust kochankowi, którego palił żar namiętnego pożądania. Mariolle siadał obok niej z sercem przepełnionem gorącemi wyrazy, nie mogącemi mu wybiedz na usta; słuchał, odpowiadał i udając pozorne zajęcie rozmową, którą ona podawała mu jakby bezwiednie, chłodno, po przyjacielsku.
Niekiedy znów wydawała mu się czulszą, więcej oddaną: ale on patrząc na nią niespokojnem, badawczem okiem kochanka, czuł, że nigdy nie będzie w zupełności panem jej serca, rozumiał, odgadywał, iż względna jej serdeczność stąd jedynie wynika, że nikt, ani nic, nie zaprzątało w danej chwili jej umysłu.
Zresztą te ciągłe jej spaźniania się wymownie przekonywały Mariolle’a, że nie przywiązywała
Strona:PL G de Maupassant Nasze serce.pdf/145
Ta strona została przepisana.