bie. Ale artysta był odludkiem, trochę nieokrzesanym nawet jak mówiono. Wreszcie dzięki pośrednictwu Lamarthe’a, który z zapałem go reklamował i na wszystkie strony głosił jego sławę, artysta zgodził się wreszcie.
— Kogo jeszcze prosiłaś? — zapytał Mariolle.
— Księżnę de Malten.
Skrzywił się niezadowolony. Nie lubił ambasadorowej.
— I kogo więcej?
— Massivala, Bernhausa i Jerzego de Maltry. Nikogo więcej... najbliższe tylko kółko znajomych. Czy znasz Prédolégo?
— Trochę.
— Jak ci się podoba?
— Lubię go bardzo. Jest to człowiek prawdziwie rozmiłowany w sztuce i mówiący o niej ogromnie zajmująco.
— Ach! to będzie przyjemnie! — odrzekła z zadowoleniem pani de Burne.
Mariolle ujął jej rękę pod futrem i przycisnął do ust. Nagle przyszło jej na myśl, że zapomniała uprzedzić go o swem niezdrowiu i szukając innej wymówki, szepnęła po raz drugi:
— Boże, jakże tu zimno!
— Doprawdy?
— Zziębłam do szpiku kości.
Mariolle podniósł się, spojrzał na termometr i przekonawszy się, że rtęć w istocie stała dość nisko, usiadł znów przy niej.
Strona:PL G de Maupassant Nasze serce.pdf/172
Ta strona została przepisana.