Strona:PL G de Maupassant Nasze serce.pdf/173

Ta strona została przepisana.

Ona powtórzyła: „Boże, jakże tu zimno!“ Zrozumiał wszystko. Od trzech tygodni już podczas każdej schadzki spostrzegał, że sztuczne jej podniecenie zaczyna się wyczerpywać. Odgadywał, że znudzona tą komedją nie miała siły odgrywać jej dłużej; sam zaś, zrozpaczony swą bezsiłą, dręczony daremnem a wzmagającem się wciąż pożądaniem tej kobiety, myślał nieraz w chwilach samotności i rozpaczy: „Wolałbym zerwać, niż pędzić nadal takie życie“.
Chcąc przeniknąć do głębi jej myśl, zapytał:
— Nie zdejmiesz nawet futra?
— O nie! — odrzekła — kaszlę dziś trochę od samego rana. Boję się zapalenia gardła w tę słotę.
Po chwili milczenia dodała:
— Nie byłabym przyjechała, gdyby nie to, że chciałam koniecznie cię zobaczyć.
A gdy on, szalony bólem i cierpieniem, nic nie odpowiadał, podjęła znowu:
— Takie nagłe słoty po ślicznej pogodzie bywają bardzo zdradliwe.
Patrzyła w ogród, gdzie pod białym szronem drzewa były niemal zielone.
On przyglądał się jej myśląc: „Oto jak mnie kocha!“ Po raz pierwszy uczuł do niej rodzaj nienawiści; nienawiść zawiedzionego samca czuł do tej twarzy, do tego nieuchwytnego serca, tego ciała tak gorąco pożądanego a wiecznie wzbraniającego się pieszczotom.