nego śladu prócz głuchego bólu, jaki od czasu do czasu przenika chore ciało kaleki.
— Więc żegnam cię! — rzekł cicho.
Zdziwiona smutnem brzmieniem jego głosu, odparła:
— Do wieczora mój przyjacielu.
— Do wieczora! — powtórzył jak echo.
Potem odprowadziwszy ją do furtki ogrodu, powrócił i usiadł sam przed kominkiem.
Sam!... W istocie, jakże tu było zimno!... i jak smutno!.. Wszystko skończone! Jakież to straszne! Skończyły się wszystkie nadzieje, oczekiwania, tęsknota za nią z tym żarem w sercu, który pozwala nam chwilami żyć na tym ponurym świecie nakształt ogni weselnych, rozjaśniających nocne ciemności! Skończyły się już noce samotnych wzruszeń, gdy do rana prawie chodził po pokoju, myśląc o niej! Skończyły się poranki, gdy otworzywszy oczy, wołał z radością: „Zobaczę ją dziś w naszym domu!...“
Jak on ją kochał szalenie! Jak trudno mu będzie wyleczyć się z tej miłości!... Odeszła od niego, bo jej było zimno!... Przed chwilą jeszcze siedziała tutaj, czarując go spojrzeniem, aby lepiej jeszcze pchnąć go w serce!... Jakże głęboko mu je przeszyła!... Czuł ranę, która dawniej już zadana, chwilowo przez nią zagojona, stała się teraz nieuleczalną, gdy następnie zatopiła w niej nóż śmiertelnej obojętności. Zdawało mu się, że krew brocząca z serca rozlewa się po ciele ca-
Strona:PL G de Maupassant Nasze serce.pdf/176
Ta strona została przepisana.