Jedna z osób odwróciła się i Mariolle, podszedłszy bliżej, ujrzał twarz jasną otoczoną wijącemi się nad czołem blond włosami, które zdawały się rzucać ogniste blaski. Cienki i zadarty nosek nadawał tej twarzy wyraz wesołości. Wargi wyraźnie zarysowane, głębokie dołeczki na policzkach, trochę wystająca i rozdwojona broda znamionowała szyderstwo, gdy oczy dziwnym kontrastem, przesłonięte były wyrazem melancholji. Oczy to były niebieskie, barwy wyblakłej, jakby spłowiałej, zniszczonej, a czarne źrenice lśniły pośrodku, okrągłe i rozszerzone. Błyszczące i dziwne spojrzenie zdawało się opowiadać o marzeniach wywołanych morfiną, lub może... było poprostu wynikiem używania belladonny.
Pani de Burne, powstawszy, podała mu rękę, witała i dziękowała serdecznie.
— Oddawna już prosiłam moich przyjaciół, aby mi pana przyprowadzili — mówiła do Andrzeja — ale taką prośbę muszę zawsze powtórzyć kilka razy, zanim zostanie spełnioną.
Wysoka, dystyngowana, trochę powolna w ruchach, obnażona była bardzo dyskretnie, odsłaniając zaledwie brzeżek pięknych ramion, niezrównanych w świetle lampy. Włosy jej nie były rude, lecz tej nieokreślonej barwy, jaką przybierają niektóre liście spalone słońcem jesiennem.
Następnie przedstawiła pana Mariolle swemu ojcu, który skłonił się i podał rękę.
Panowie, podzieleni na trzy grupy, gawędzili
Strona:PL G de Maupassant Nasze serce.pdf/19
Ta strona została przepisana.