Śliczny poranek zajaśniał nad miastem. Maeriolle wsiadł do czekającego przed bramą powozu, do którego włożono ręczny kuferek i dwie małe walizki. W nocy kazał lokajowi przygotować ubranie, bieliznę i różne drobiazgi, potrzebne na czas dłuższej podróży, zostawiając tymczasowy adres: Fointainebleau, poste-restante“. Nie zabierał z sobą nikogo, nie chcąc widzieć żadnej twarzy, któraby mu przypominała Paryż, ani też słyszeć żadnego z głosów, które słyszał był tutaj, myśląc o pewnych rzeczach.
Rzucił woźnicy: dworzec Lyon! i dorożka ruszyła.
Jadąc na dworzec, myślał o swej wycieczce, odbytej zeszłej wiosny, na górę św. Michała. Następnie chcąc odpędzić te wspomnienia, zaczął rozglądać się po ulicy.
Powóz wjechał w aleję Pól Elizejskich, skąpaną w blaskach wiosennego słońca. Liście, wyzwolone z pęt zimy, niepowstrzymane w swym rozwoju dwudniową słotą rozwijały się coraz szyb-