Strona:PL G de Maupassant Nasze serce.pdf/206

Ta strona została przepisana.

smutnym, zbolałym. Wyszedł wreszcie z gęstwiny lasu i stanął na polance, z której rozchodziło się promienisto sześć dróg, niknących na szmaragdowo zielonem tle lasu. Napis na słupie przydrożnym wskazywał, że polanka ta nosiła nazwę „Bukietu królewskiego“. W istocie była to polanka królewskiej krainy buków.
W tej chwili przejeżdżał drogą wózek włościański. Mariolle kazał się zawieść do Marlotte, skąd mógł pieszo ruszyć do Montigny, posiliwszy się wpierw w oberży.
Poprzedniego dnia widział już ów świeżo zbudowany zajazd ochrzczony: hotel Borot. Była to garkuchnia, wzorowana na lokalu Chat-Noir w Paryżu. Wszedł do obszernej izby, w której staroświeckie stoły i nader niewygodne ławy zdawały się oczekiwać na gości z przeszłego stulecia. W głębi izby młoda jakaś dziewczyna stała na drabince, ustawiając na półkach staroświeckich talerze, których inaczej dosięgnąć nie mogła. Jedną ręką oparłszy się o ścianę, w drugiej trzymając talerz, wspinała się na palcach. Gibka była i zwinna w ruchach, o falującej kibici, przybierającej coraz to inne linje za każdym jej ruchem. Odwrócona plecami do drzwi, nie widziała wchodzącego Mariolle’a, który stanąwszy, na progu, przyglądał się jej z zajęciem. W tej chwili przypomniał mu się Prédolé: „Jaka ona gibka“ — pomyślał.
Odkaszlnął głośno, chcąc zwrócić jej uwagę.