wna gawęda osieroconej dziewczyny rozpraszała powoli ciężkie jego troski.
Ale wieczorem powracając pieszo do Montigny, myślał o pani de Burne i szalona rozpacz ponownie go ogarniała. Dzień rozpraszał trochę jego smutek, ale z nocą wracała męka i namiętne wybuchy zazdrości. Od wyjazdu z Paryża nie pisał do nikogo i żadnego nie otrzymał listu. Nie wiedział nic, ale wśród ciemności nocy zawsze stawał mu przed oczyma przewidywany stosunek dawnej jego kochanki z hrabią von Bernhaus. Myśl ta powracała coraz uporczywiej. „Hrabia uczyni zadość wszystkim jej wymaganiom“, myślał. „Będzie kochankiem dystyngowanym, nie stawiającym żadnych żądań, zadowolonym i dumnym z łask tej czarujące, subtelnej kokietki“.
Mimowoli czynił w myśli porównanie między nim a sobą. Bezwątpienia hrabia nie będzie ją męczył, rozdrażniał, niepokoił, nie będzie się od niej domagał namiętnych porywów — przyczyny ich zerwania. Zręczny, dyskretny, znający świat, nie zdawał się należeć do ludzi namiętnych.
Pewnego dnia, Andrzej przyszedłszy do Marlotte, zastał w altance dwóch młodych ludzi w beretkach, palących fajki. Oberżysta, niski, otyły mężczyzna, podszedł do niego natychmiast, czując niebezinteresowną sympatję do gościa, który codzień prawie przychodził teraz na obiady.
Strona:PL G de Maupassant Nasze serce.pdf/216
Ta strona została przepisana.