koju. Widząc go leżącego, stanęła zdziwiona na progu i, pobladłszy nagle, spytała:
— Czy pan chory?
— Tak, trochę.
— Możeby posłać po doktora?
— Nie trzeba. To przejdzie.
— Co by panu przyrządzić?
Ale około pierwszej po południu ogarnęło go takie znudzenie, że nie chciał znów wstać z łóżka. Elżbieta wzywana nieustannie wskutek pewnego rodzaju manji nerwowej, przybiegała co chwila, smutna, niespokojna i nie wiedząc już czemby mu przynieść ulgę, spytała nieśmiało, czyby mu nie mogła czytać głośno.
— Czy ładnie czytasz? zapytał.
— Zdaje mi się. W szkole dostałam raz nagrodę za głośne czytanie, a matce przeczytałam tyle powieści, że nawet tytułów wszystkich nie pamiętam.
Zaciekawiony, kazał jej wyjąć z szafki najulubieńszy utwór: „Manon Lescaut“.
Spełniwszy polecenie, Elżbieta pomogła mu usiąść, podłożyła dwie poduszki pod plecy, przysunęła krzesło i zaczęła czytać. W istocie czytała bardzo ładnie, mając bardzo dobrą wymowę i wrodzony dar modulacji głosu. Powieść ta tak żywo ją zajęła i wzruszyła, że Mariolle od czasu do czasu przerywał czytanie, wszczynając z nią o rozmowę.
Przez okno otwarte słychać było na wszyst-
Strona:PL G de Maupassant Nasze serce.pdf/226
Ta strona została przepisana.