szeptano po cichu; to też wszystkie oczy zwróciły się ku niemu, gdy z uwielbieniem całował jej rękę.
— Czy spóźniliśmy się? — zapytał.
— Nie — odparła — spodziewam się jeszcze barona de Gravil i margrabiny de Bratiane.
— Ach! i margrabiny! co za szczęście! Więc będziemy mieć muzykę?
— Zapewne.
Spóźniona para weszła do salonu. Margrabina, włoszka z pochodzenia, trochę za niska może, żywa, z czarnemi oczyma, rzęsami, brwiami iz czarnemi także włosami tak bujnemi i gęstemi, że zdawały się wchłaniać całe czoło i zagrażać oczom, miała najpiękniejszy głos ze wszystkich pań wielkiego świata.
Baron, człowiek bardzo dystyngowany, z zapadłą piersią i olbrzymią głową, zdawał się jakby niezupełnym, o ile nie trzymał w ręku wiolonczeli. Namiętny meloman, bywał w tych tylko domach, w których pielęgnowano muzykę.
Podano obiad i pani de Burne, ująwszy pod rękę Andrzeja Mariolle, puściła przodem wszystkich gości. Następnie, gdy we dwoje już tylko zostali w salonie, z ukosa i szybko spojrzała na niego blado-niebieskiemi oczyma, o czarnej źrenicy, a on w spojrzeniu tej kobiety odczuł myśl głębszą i większe zainteresowanie się niźli to, jakie piękne panie okazywać raczą panom, których po raz pierwszy przyjmują u siebie.
Strona:PL G de Maupassant Nasze serce.pdf/23
Ta strona została przepisana.