tej troski? Na wspomnienie Paryża, czuł się tak rozdrażnionym, że jak najprędzej powracał do domu, by nie być sam.
Godzinami wtedy leżał w hamaku, a Elżbieta, siedząc na składanem krzesełku, czytała głośno. Słuchając jej głosu i patrząc na nią, przypominał sobie rozmowy z panią de Burne, gdy we dwoje spędzali wieczór w saloniku. Łzy cisnęły mu się do oczu, a serce szarpał tak silny ból, iż ogarniało go nieprzeparte pragnienie powrotu do Paryża, lub wyjazdu na zawsze.
Widząc go tak smutnym i melancholijnym, Elżbieta pytała:
— Co panu jest? Czuję, że pan ma łzy w oczach.
— Pocałuj mnie, Elżbietko — odpowiadał Mariolle — i tak byś nie zrozumiała.
Obsypywała go pocałunkami, niespokojna, przeczuwając jakiś niezrozumiały dla niej dramat. On zaś dzięki jej pieszczotom chwilowo się uspakajał, myśląc:
— Jakże uroczą byłaby kobieta, posiadająca serce tej dziewczyny i wdzięk tamtej! Dlaczegóż nie można spotkać istoty będącej uosobieniem naszych marzeń, lecz zawsze tylko coś połowicznego?
Ukołysany monotonnym dźwiękiem głosu, którego nie słuchał, myślał o wszystkiem, co go pociągało i czarowało w opuszczonej kochance.
Strona:PL G de Maupassant Nasze serce.pdf/232
Ta strona została przepisana.