uścisku, wystrzeliła wysoko w górę, ponad czoło napastnika, prosta, gładka, wysmukła, jakby wzgardliwa. Ale mimo tej ucieczki ku wyżynom, w łonie jej pozostały dwie głębokie, oddawna zabliźnione szramy, które w korze jej wyryły gałęzie buku. Spojone w jedno temi zabliźnionemi ranami, drzewa rosły razem, jednemi żywiąc się sokami i krew zwycięzcy wpłynąć musiała do żył zwyciężonej.
Mariolle usiadł na trawie i długo im się przyglądał. Chore jego serce nadawało symboliczne, pełne grozy znaczenie dwom tym nieruchomym zapaśnikom, opowiadającym przechodniom wieczne dzieje swej miłości.
Smutny, znękany, ruszył dalej w drogę, idąc zwolna, z oczyma spuszczonemi ku ziemi, gdy nagle spostrzegł w trawie arkusik papieru, zbryzgany błotem, zgubiony lub rzucony przez jakiegoś przechodnia. Zatrzymał się. Jakże radosną, czy bolesną wieść zawierał ten papier, leżący teraz w błocie u jego stóp.
Nie mógł się oprzeć pokusie podniesienia go, rozwinąwszy, wyczytał tylko: „przyjdź! czwarta... czekam“. Pozostałe wyrazy zatarły się skutkiem wilgoci.
W mgnieniu oka ogarnęły go smutne i rozkoszne zarazem wspomnienia... Przyszły mu na myśl wszystkie otrzymane od niej bileciki, w których naznaczała mu schadzkę, lub też zawiadamiała, że o umówionej godzinie przybyć nie
Strona:PL G de Maupassant Nasze serce.pdf/234
Ta strona została przepisana.