szych warjatów z całego Paryża. Ja także często bywam w tej spelunce.
Tak rozmawiając, minęli bulwar Malesherbes, ulicę Królewską, pola Elizejskie i zbliżali się do Luku Triumfalnego, gdy nagle Lamarthe spojrzał na zegarek:
— Mój drogi — rzekł — gadamy już o niej godzinę i dziesięć minut; wystarczy na dzisiaj. Odprowadzę cię do klubu innym razem. Teraz idź spać, a ja się także położę.
Był to pokój obszerny i bardzo jasny, obity przepysznemi makatami perskiemi, które zdobył dla niej przyjaciel dyplomata. Na tle żółtem — niby powleczonem warstwą złotawej śmietany — rysowały się różnobarwne wzory, przedstawiające dziwaczne budowle, w około których biegały lwy w perukach, antylopy z nieskończenie długiemi rogami i unosiły się stada rajskich ptaków.
Sprzętów niewiele. Na trzech długich stołach, pokrytych płytami z zielonego marmuru, mieściło się wszystko, co może służyć do toalety kobiecej. na środkowym duże kryształowe miednice; na drugim cała armja słoików, flakonów, pudełek ze srebrnemi wieczkami, opatrzonemi monogramem i koroną. Na trzecim wreszcie, rozliczne a delikatne przybory i narzędzia, stanowiące wymysł nowożytnej kokieterji i do taje-