Strona:PL G de Maupassant Nasze serce.pdf/73

Ta strona została przepisana.

ku temu malowniczemu tarasowi... Z daleka pozna ją po ruchach i chodzie, potem ujrzy twarz i uśmiech, a wreszcie usłyszy głos. Co za szczęście! co za szczęście! Czuł ją blisko siebie choć niewidzialną jeszcze, pewny, że i ona także o nim myśli, że za chwilę znów ją zobaczy.
Nagle wydał lekki okrzyk. Błękitna parasolka zamigotała w oddali pod zielonem listowia sklepieniem. To ona! bez wątpienia! Naprzód chłopczyk biegł aleją, bawiąc się obręczą, potem dwie panie poznał ją natychmiast — potem wreszcie dwóch mężczyzn: ojciec jej i jakiś drugi mężczyzna. Ubrana była całkiem na błękitno, jak niebo wiosenne. Tak, poznał ją, zanim mógł odróżnić rysy jej twarzy, ale nie śmiał podejść w tę stronę, czując, że zmiesza się, zarumieni i wobec podejrzliwego wzroku pana de Pradon nie potrafi wytłómaczyć tak szczęśliwego przypadku.
Szedł jednak na ich spotkanie, nie odejmując od oczu lunety, jak gdyby piękność krajobrazu wyłącznie go pochłaniała. Ona nie zadając sobie nawet trudu udawania zdziwionej, pierwsza się do niego odezwała:
— Dzień dobry, panie Mariolle. Ślicznie tu, nieprawdaż?
Zmieszany tem powitaniem, nie wiedząc co odpowiedzieć, wyjąkał:
— Ach! jakiż szczęśliwy traf, że panią tu