niemożliwem, przyniesienia mu w darze tego, co napróżno ofiarujemy, bo ofiarować nie zdołamy: najtajniejszej głębi własnej istoty.
Tak! i teraz nawet czuła w sercu taki poryw. Kto wie, czy uległszy mu, nie zapłonęłaby namiętnością. Zbyt silnie się opierała, zadużo rozumuje, zwalcza urok, jaki ludzie na nią wywierają. Czyż nie byłoby rozkoszą przechadzać się z nim w podobny wieczór nad brzegami rzeki i w zamian za jego uczucie ofiarować mu od czasu do czasu swe usta?
Ktoś otworzył okno. Odwróciła głowę. To pan Pradon szukał jej widocznie.
— Nie śpisz jeszcze ojcze?
— Zaziębisz się moje dziecko — odrzekł. — Noc bardzo chłodna.
— Powstała z ławki i podążyła ku domowi. Wróciwszy do swego pokoju, podniosła jeszcze roletę i długo śledziła wzrokiem unoszące się nad zatoką mgły, coraz bielsze w blaskach księżyca. Zdawało się jej, że w sercu także zaczyna kiełkować uczucie, rozwiewające mgły wątpliwości.
Wkrótce jednak zasnęła tak mocno, że panna służąca obudzić ją musiała, bo trzeba było wyjechać wcześnie, aby zdążyć na śniadanie do Mont.
Duży „break“ zajechał przed dom. Usłyszawszy przed gankiem turkot kół toczących się po piasku, podbiegła szybko do okna i spostrzegła
Strona:PL G de Maupassant Nasze serce.pdf/87
Ta strona została przepisana.