w krok, aby doczekać się odpływu, który umożebnił przeprawę.
Olbrzymi pas wiązów i dębów okalających zagrody wieśniacze, zasłaniał oczom podróżnych coraz bardziej olbrzymiejący profil klasztoru, sterczącego na skale ze wszech stron wodą teraz oblanej. Chwilami znów wyłaniał się nagle coraz to bliższy, coraz to więcej godny podziwu. Słońce rudawemi promieniami oblewało wyzębiony z granitu gmach kościoła, wspartego na skalnej podstawie.
Michalina de Burne i Andrzej Mariolle przypatrywali się krajobrazowi, to znów spoglądali na siebie, a uczucie wzbierające w ich sercach zlewało się z zachwytem nad pięknością przyrody w ów cudny ranek lipcowy.
Rozmowa toczyła się poufna, przyjacielska. Pani Valsaci opowiadała tragiczne wypadki o ludziach żywcem pogrzebanych w wilgotnym i grzęzkim piasku. Pan Valsaci bronił istnienia tamy, która zdaniem artystów szpeciła okolicę; wykazywał jej doniosłość ze względu na utrzymanie stałej komunikacji z Saint-Michel, oraz możność zużytkowania wydm piaszczystych na razie jako pastwisk, później jako gruntów ornych.
Nagle „break“ stanął. Morze zalewało drożynę. Nic groźnego; woda sączyła się zaledwie pomiędzy kamieniami, ale woźnica przeczuwał, że tu lub ówdzie mogą być dziury i wyboje, z któ-
Strona:PL G de Maupassant Nasze serce.pdf/89
Ta strona została przepisana.