wiali gmach z dala, stojąc przy furcie wchodowej.
— Ach! jakie to piękne! — zawołała, zatrzymując się.
On odrzekł:
— Ja nie wiem już, gdzie jestem, gdzie żyję, co widzę. Czuję tylko, że pani jest przy mnie.
Wtedy spojrzała mu prosto w oczy i z uśmiechem szepnęła:
— Andrzeju!
Zrozumiał, że się mu oddaje. W milczeniu poszli dalej.
Zwiedzając inne części gmachu, na nic już prawie nie patrzyli.
Na chwilę przykuły znów ich uwagę schody objęte łukiem, który strzelając ku górze, zdawał się wieść w obłoki. Zdumieniem przejęła ich też tak zwana Droga Szaleńców, zawrotna, w skale wykuta ścieżyna, okalająca szczyt najwyższej wieży.
— Czy wolno tam wejść? — spytała.
— Wzbronione, proszę pani — odparł przewodnik.
Pokazała mu dwudziestofrankówkę. Zawahał się. Cała rodzina oszołomiona już samym widokiem przepaści, sprzeciwiała się temu szaleństwu.
— Pójdzie pan ze mną? — zwróciła się do Mariolle’a.
Strona:PL G de Maupassant Nasze serce.pdf/95
Ta strona została przepisana.