z tobą do Opery, aby ci pokazać. I wrócimy wcześnie do domu, nieprawdaż?
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Zaspał u tej dziewczyny. Słońce było już wysoko, gdy wyszedł na ulice, a pierwszą jego myślą było zakupić numer La Vie Française.
Drżącą ręką roztwierał dziennik; nie było w nim jednak jego wczorajszego artykułu. Stał na chodniku, niespokojnym wzrokiem przebiegając drukowane kolumny, mając nadzieją, że może wreszcie znajdzie to, czego pragnie.
Ciężar nieopisany przygniótł go nagle; a po męczącej nocy miłosnej, niepowodzenie to, połączone z poprzedniem znużeniem, odczuwał jako klęskę.
Powrócił do domu i nie rozbierając się nawet, padł na łóżko i za chwilą zasnął głęboko.
Gdy w kilka godzin potem znalazł się w redakcyi, udał się wprost do pana Waltera.
— Byłem bardzo zdziwiony, panie redaktorze — przemówił — nie znalazłszy dziś rano dalszego ciągu artykułu o Algierze.
Wydawca podniósł głową i odparł sucho:
— Dałem go Forestier’owi do przejrzenia. Osądził, iż jest nie odpowiedni. Trzeba go przerobić.
Duroy wyszedł wściekły, nie odpowiedzia-