Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/114

Ta strona została przepisana.

przyjaciół z dwojga ludzi podobnego charakteru i usposobienia.
Naraz, młoda kobieta zawołała, przerywając rozmowę: Jakie to zabawne, że ja tak z panem rozmawiam. Doprawdy, zdaje mi się, iż znam pana od lat dziesięciu. Przypuszczam, iż staniemy się doskonałymi przyjaciółmi. Dobrze?
— Ależ ma się rozumieć — odpowiedział z wymownym uśmiechem.
Wydawała mu się bardzo pociągającą w tym barwnym i miękim szlafroczku. Była mniej delikatną od tamtej w białych koronkach, mniej elegancką, ale za to więcej drażniącą i pieprzną.
Obok pani Forestier, uśmiechającej się tym spokojnym i wdzięcznym uśmiechem, przyciąć gającym i odpychającym jednocześnie, zdającym się mówić: „Podobasz mi się“, ale tez i „Miej się na baczności“, a którego właściwego znaczenia trudno się było domyśleć, biedny Duroy miał ochotę klęknąć u jej stóp, albo całować cienkie koronki jej stanika, oddychając powolnie ciepłem i wonnem powietrzem, jakie musiało wydobywać się z jej łona. Przy pani de Marelle zaś odczuwał jakieś żądania, bardziej określone żądania, od których ręce mu drżały, wobec rysujących się pod miękim jedwabiem konturów jej ciała.
Kobieta nie przestawała mówić. W każdym