Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/115

Ta strona została przepisana.

wypowiedzianym frazesie rozsiewała ten delikatny, właściwy jej dowcip, jak wprawny robotnik, który zręcznymi i lekkimi rzutami ręki wykonywa najtrudniejszą pracę, podziwianą przez innych. Duroy słuchał i myślał:
— Dobrze byłoby zapamiętać to wszystko. Możnaby pisać przepyszne kroniczki paryskie, powtarzając jej sądy o faktach bieżących.
Zapukano lekko do drzwi, przez które weszła była poprzednio pani de Marelle.
— Możesz wejść, kochanko — rzekła.
Ukazała się teraz dziewczynka i szła prosto na powitanie Jerzego. Podała mu rękę.
Matka zadziwiona szepnęła:
— Ależ to prawdziwe zwycięstwo pana! Nie poznaję jej.
Młody człowiek ucałował dziewczynkę i posadziwszy ją obok siebie, zadawał jej różne pytania, co mianowicie porabiała od czasu ostatniego widzenia? Odpowiadała mu melodyjnym głosikiem, z miną osoby dorosłej i poważnej.
Zegar wybił trzecią. Dziennikarz wstał.
— Przychodż-że pan często — rzekła pani de Marelle. — Będziemy gawędzili jak dzisiaj. Zrobi mi pan prawdziwą przyjemność. Ale, ale... dlaczego nie widuję pana teraz u Forestier’ów?
— Oh! — odpowiedział — miałem dużo zajęcia. Zdaje mi się jednak, że spotkamy się tam kiedyś.