Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/122

Ta strona została przepisana.

Gdy kelner się oddalił, oświadczyła, śmiejąc się głośno:
— Chcę sobie dzisiaj podchmielić. Będziemy się weselić, ale tak, co się zowie.
Forestier jak gdyby nic nie słysząc, zapytał:
— Czy pani pozwoli zamknąć okno? Od kilku dni jestem trochę słaby na piersi.
— Ależ proszę.
Zamknął drugą połowę okna, i z rozpogodzoną twarzą, uspokojony, zajął znów swe miejsce.
Żona jego milczała, zdając się zatopioną w myślach. Z oczami spuszczonemi, uśmiechała się do kieliszków, tym uśmiechem nieokreślonym, który zdawał się rzucać obietnice, by ich nigdy nie dotrzymać.
Przyniesiono maleńkie, tłuste, ostrygi ostendzkie, zamknięte w skorupkach i rozpływające się między językiem a podniebieniem, niby słone cukierki.
Po zupie podano pstrąga, różowego jak ciało młodej dziewczyny. Biesiadnicy zaczęli rozmawiać.
Naprzód o jakimś skandalu, obiegającym cały Paryż, o pewnej światowej damie, przychwyconej przez mężowskiego przyjaciela z cudzoziemskim jakimś księciem na kolacyi, w osobnym gabinecie.