Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/13

Ta strona została przepisana.

środku głowy, wyglądał na zawadyakę z popularnego romansu.
Był to jeden z tych wieczorów letnich, gdy w Paryżu czuć niejako brak powietrza. Miasto, gorące jak łaźnia, zdawało się pocić w tę duszną noc. Kanały swemi granitowemi paszczami wyziewały odory zatrute, a kuchnie, mieszczące się w suterenach, przez niskie okna wyrzucały na ulicę miazmaty pomyj i starych sosów.
Odźwierni, z zakasanymi po łokcie rękawami, okrakiem siedząc na krzesłach, palili w bramach fajki, a przechodnie szli krokiem znużonym, z gołemi głowami, kapelusze trzymając w ręku.
Doszedłszy do bulwarów, Jerzy Duroy przystanął, jeszcze niezdecydowany. Miał ochotę pójść ku Polom Elizejskim i Laskowi Bulońskiemu, by wśród drzew zaczerpnąć trochę świeżego powietrza; równocześnie jednak nęciło go pragnienie jakiejś przygody miłosnej.
Jak ona się nadarzy? Tego nie wiedział, lecz oczekiwał jej od trzech miesięcy, co dnia, co wieczora. Nieraz, dzięki swej pięknej powierzchowności, pochwycił tu i ówdzie trochę miłości, spodziewał się jednak ciągle czegoś lepszego.
Z pustą kieszenią i gorącą krwią, zapalał się do dziewek, szepczących po rogach ulic: „Pójdziesz ze mną, piękny chłopcze?“ Nie śmiał