Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/136

Ta strona została przepisana.

Duroya, podbiegła, klaszcząc w rączki i wołając z radosnym zachwytem:
— Ach! Bel-Ami!
Pani de Marelle zanosiła się od śmiechu.
— Widzisz ją! Bel-Ami! A to pana ochrzciła! Ale to doskonałe określenie dla pana. Doprawdy! i ja będę pana nazywała: Bel-Ami.
Wziął dziewczynkę na kolana i bawił się z nią, jak z dzieckiem.
O pół do czwartej zaczął się zegnać, zmuszony pójść do redakcyi. Na schodach jeszcze odezwał się przez drzwi naw pół otwarte:
— Jutro. Godzina piąta.
Młoda kobieta szepnęła z uśmiechem:
— Tak — i zniknęła.
Zaledwie skończył robotę dziennikarską, zaczął rozmyślać, w jakiby sposób przybrać cokolwiek pokój dla przyjęcia kochanki i osłonić jako tako widoczną nędzę mieszkania. Przyszło mu na myśl porozpinać na ścianach różnorodną japońszczyznę i kupił aż za pięć franków cały zbiór małych wachlarzy i ekraników, pokrywając nimi wszystkie najwidoczniejsze plamy na obiciu. Na szybach okna ponaklejał przeźroczyste obrazki, przedstawiające statki na rzece, ptaki szybujące w purpurowych obłokach, damy w jaskrawych szatach, stojące na balkonach i całą procesyę małych, czarnych człowieczków,