Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/137

Ta strona została przepisana.

maszerujących po łące, pokrytej grubą warstwą śniegu.
Maleńki jego pokoik, wystarczający zaledwie do przespania się i siedzenia, przybrał za chwilę pozór chińskiej latarni, wyklejonej wewnątrz malowanym papierem. Zadowolnił się tym wyglądem i przepędził cały wieczór na przyklejaniu na suficie pozostałych jeszcze różnokolorowych ptaków.
Położył się, ukołysany świstem przebiegających pociągów. Nazajutrz wrócił do domu wcześnie, z pełną torebką ciastek i butelką madery, kupionej u sąsiedniego kupca. Musiał wyjść jeszcze raz po dwa talerzyki i kieliszki. Przekąskę ustawił na tualecie, serwetą okrywając brudne jej drzewo, miednicę zaś i dzbanek ukrył pod stołem.
Przygotowawszy wszystko, czekał.
Zjawiła się kwadrans po piątej.
— Wcale tu ładnie u pana — krzyknęła, zachwycona błyskotliwością jaskrawych rysunków. — Tylko za dużo ludzi na schodach — dodała.
Pochwycił ją w ramiona i poprzez woalkę w uniesieniu całował włosy, wysuwające się figlarnie z pod kapelusza.
W półtorej godziny później odprowadzał ją do stacyi dorożek, na ulicy Rzymskiej. Gdy była już w dorożce, szepnął: