Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/141

Ta strona została przepisana.

sytuacyi, wymagających dyskrecyi i ostrożności, zmierzył go bystrym wzrokiem, patrząc mu prosto w oczy, począł szukać wśród pąku kluczy, pytając:
— Czy pan jest panem Duroy?
— Ależ tak, ma się rozumieć.
Odźwierny otworzył małe mieszkanko, składające się z dwóch pokoików na parterze.
Salonik, obity dość świeiemi i wzorzystemi tapetami, o mebelkach mahoniowych, pokrytych zielonym adamaszkiem w żółty deseń, a na podsadzce lichy, kwiecisty dywanik, tak cienki, że czuć było drzewo pod nogami.
Sypialny pokoik był tak maleńki, że łóżko zajmowało trzy czwarte jego przestrzeni. Wielkie to łoże stało w głębi, wzdłuż całej ściany, pod baldachimem ciężkim, niebieskim, okryte ponsową, jedwabną kołdrą o plamach wyglądu podejrzanego.
— To mnie dopiero będzie kosztować szalone pieniądze takie mieszkanie — myślał Duroy, niespokojny i niezadowolony. — Będę się musiał zapożyczyć. A to idyotka! Co ona narobiła!
Drzwi się otworzyły i Klotylda wbiegła jak wicher, szeleszcząc jedwabnemi spódniczkami. Odrazu rzuciła mu się w ramiona.
— Ach! jak tu przyjemnie! Prawda, jak tu przyjemnie? — wołała. — Nie trzeba wchodzić