Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/155

Ta strona została przepisana.

— Nie jestem przyzwyczajoną, aby się do mnie odzywano w podobny sposób. Mniejsza o to, pójdą sama; żegnam!
Zrozumiał, iż sytuacya jest nader groźną 1 przyskoczywszy do kochanki, chwycił ją za ręce, okrywając je gorącemi pocałunkami.
— Przebacz mi, moja najdroższa — szeptał — przebacz mi, tak jestem dzisiaj zdenerwowany, zirytowany. Bo widzisz, mam różne niepowodzenia, nieprzyjemności, no przecież rozumiesz, sprawy dotyczące mego zawodu...
— To mnie nic nie obchodzi — odpowiedziała trochę łagodniej, chociaż wciąż jeszcze urażona.
— Nie potrzebuję znosić wybuchów pańskiego złego humoru.
Ujął ją w ramiona i pociągnął w stronę kanapy.
— Słuchaj, najmilsza, ja wcale nie chciałem cię obrazić; nie myślałem nawet o tem, co mówię.
Zmusił ją, by usiadła, i klękając przed nią błagał:
— Przebaczyłaś mi już? No powiedz, żeś mi już przebaczyła.
— Niech i tak będzie — szepnęła chłodno. — Pamiętaj jednak, by się coś podobnego nie powtórzyło. A teraz — dodała, powstając z kanapy — teraz chodźmy na spacer.