przyjemnie znaleść sztuką złota, tak naprzykład, za podszewką kieszeni.
— O tak! to byłoby przyjemnie — potwierdził.
Chciała koniecznie powrócić do domu pieszo. Dowodziła, że księżyc jest wspaniały i zachwycała się jego widokiem.
Noc była prześliczna, jasna, na początku zimy. Wszystko, co żyło na ulicy, przesuwało się szybko, rozgrzewając ruchem członki zmrożone od zimna. Głośne kroki rozlegały się po chodnikach.
— Czy chcesz mnie zobaczyć pojutrze? — zapytała, rozstając się z kochankiem.
— Ależ ma się rozumieć.
— O tej samej godzinie?
— Tak, o tej samej godzinie.
— Bądź zdrów, mój drogi.
Ucałowali się serdecznie.
Powrócił do domu krokiem szybkim, zapytując sam siebie, co pocznie nazajutrz, by nareszcie wyrwać się z tego przykrego położenia. Otwierając pokój, zaczął szukać zapałek w kieszonce kamizelki i naraz zdrętwiał ze zdumienia, wyczuwszy w niej jakiś pieniądz. Zapaliwszy światło, pochwycił pieniądz, by przekonać się o jego wartości. Była to dwudziestofrankówka!
Myślał, że oszaleje z radości.
Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/159
Ta strona została skorygowana.