Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/164

Ta strona została przepisana.

Duroy się wahał, z obawy spotkania Racheli. Wreszcie doszedł do konkluzyi:
— Mniejsza o to; przecież nie jestem żonaty. Jeżeli tamta mnie zobaczy, zrozumie sytuacyę i nie będzie mnie zaczepiać, tembardziej, że weźmiemy lożę.
Chodziło mu jeszcze o co innego. Rad był bardzo, że będzie mógł ofiarować Klotyldzie lożę, która go nic nie kosztuje. Będzie to poniekąd kompensata.
Pozostawił na chwilę Klotyldę w dorożce, by nie widziała, że dają mu kupon, następnie wszedł z nią, witany ukłonem kontrolorów.
Tłum zwarty zapełniał foyer. Zaledwie zdołali przedostać się przez masę mężczyzn i ulicznic. Dotarli nareszcie do loży i usiadłszy, znaleźli się zamknięci między nieruchomą orkiestrą, a gwarną salą.
Pani de Marelle wcale nie patrzyła na scenę, całkowicie zajęta dziewczynami, kręcącemi się tłumnie poza jej plecami. Odwracała się co chwilę, by na nie patrzeć; miała ochotę dotknąć ich stanika, policzków, włosów, by się przekonać, jak też stworzenia te wyglądają zbliska.
Naraz szepnęła towarzyszowi:
— Jest tam jakaś otyła brunetka, która bezustannie na nas patrzy. Myślałam nawet przed chwilą, że przemówi do nas. Czy ją widziałeś?