Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/166

Ta strona została przepisana.

Nie odpowiadał wcale, przybierając miną pogardliwą, nie chcąc się kompromitować bodaj jednem słowem, zamienionem z taką błaźnicą.
Zaczęła się śmiać z niepohamowaną wściekłością.
— Cóż to, oniemiałeś? — zawołała. — Czy ta pani ugryzła cię w język?
— Kto ci pozwala odzywać się do mnie? — krzyknął. — Ruszaj, bo każę cię aresztować.
Wówczas, z roziskrzonym wzrokiem, trzęsąc się od złości, wrzasnęła:
— To tak ty zaczynasz, psia mordo! Gdy się spędza noce z kobietą, należy jej się chociaż ukłonić. Ze teraz chodzisz z inną, to nie racya, byś miał już mnie nie poznawać. Gdybyś mi przynajmniej dał był jakiś znak przed chwilą, gdym koło ciebie przechodziła, byłabym cię zostawiła w spokoju. Ale ty chciałeś udawać dumnego pana, poczekaj, ty jakiś! Już ja ci się przysłużę, zobaczysz! Ach! spróbuj mnie tylko nieprzywitać, gdy mnie spotkasz kiedyś.
Byłaby tak krzyczała bez końca, ale pani de Marelle, otworzywszy drzwiczki loży, uciekała jak szalona, przeciskając się przez tłum i szukając wyjścia.
Duroy wybiegł za nią, usiłując ją dogonić.
Rachela widząc ich uciekających, zawyła tryumfująco: